Kroczyłem swoim powolnymi kroczkami, przechodząc kolejne centymetry, metry i kilometry, a nawet mile. Opuszki mych łap były lekko pościerane w skutek dwuletniej wędrówki po najwyższych szczytach w górach. Chciałem się od izolować i mi się to udało. Żywiłem się tam głównie górskimi kozami i kucami, a także różnymi zającami. Jednak kiedy upłynęło już dokładnie 24 miesiące od tego wydarzenia, postanowiłem zejść do lasu. Tak więc szedłem i szedłem, bez celu, tak po prostu. W oddali zobaczyłem strumień, podszedłem do niego i zacząłem pić. Nagle znajomy dreszcz przebiegł mi po plecach, a sierść stanęła dęba. Odwróciłem głowę i zobaczyłem czyjś cień. Nie mogłem jednak dojrzeć niczego innego, gdyż wilk skrył się pod drzewem.
-Kim jesteś?-zapytał głos. Od razu go rozpoznałem, znaczy się płeć, bo kto by nie poznał.
-To już moje zmartwienie. Czego chcesz?-powiedziałem poważnie i spokojnie.
-Bez pozwolenia w darłeś się na tereny watahy Żywiołowych Księżyców!-powiedziała wilczyca surowo.
-Wybacz, nie wiedziałem, że jest tu jakieś stado-było to zgodne z prawdą, bo tak na prawdę nie wiedziałem nic o tym miejscu.
<Czy jakaś wadera mogłaby dokończyć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz