Poszłam na łąkę lekko uszczuplić populację ptaków. Nienawidziłam ich, zresztą jak wszystko co lata. Było tam mnóstwo bażantów, jak zwykle, więc zaczęłam łowy. Udało mi się zabić ponad połowę tamtego stadka bażantów, ale było dosyć małe 5-10 osobników. Niemniej miałam nie małe problemy zważywszy na to że jestem niewidoma i w powietrzu ich nie widzę. Bardzo lubiłam to robić, niezła zabawa była z tego. Po polowaniu szłam do lasu coś zjeść, bo nie najem się takimi ptaszkami.
W lesie zauważyłam że dwa wilki siedzą obok siebie. jeden wstał, podszedł do mnie i przysiadł.
Czułam, że za nami przysiadło mnóstwo ptaków, konkretniej bażantów.
- Nieprawdopodobne - Powiedziałam lekko zdenerwowana bo przecież je niemalże całkowicie wybiłam, a tu nagle ze 100 takich ptaków siada!
Obróciłam się i warknęłam na ptaki.
- Zjeżdżać! - Krzyknęłam i rzuciłam w nie skałą, a one natychmiast wzbiły się w powietrze.
- AAA! - Krzyknęła wadera koło mnie.
- Co? - Odparłam zdziwiona.
- Uciekaj! - Wrzasnęła, obróciła się i uciekła, a drugi wilk który najwyraźniej był Peruną zrobił to samo.
Poczułam uderzenie w głowę i kolejne, a po nim następne. Po chwili zorientowałam się że bażanty mnie atakują. Mnóstwo małych dziobów zaczęło mnie kłuć. Próbowałam uciec do jaskini, ale było ich zbyt wiele...
<kto mnie uratuje? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz